
Walczy, aby zagrać na ukochanej perkusji
Cześć, tu Jacek! Jeszcze nie tak dawno grałem na perkusji, biegałem, spędzałem czas z rodziną. Po prostu, cieszyłem się życiem. Wystarczyła jedna chwila, jeden moment, aby moje życie zmieniło się o 180 stopni. W grudniu dostałem udar mózgu. Teraz walczę o swoją sprawność i samodzielność. Rehabilitacja jest jedyną drogą do powrotu do zdrowia. Wierzę, że jeszcze będę mógł zagrać na ukochanej perkusji i bawić się z wnukami. Mogę liczyć na Twoją pomoc?
21500zł/70000zł
30.71%
Potrzebne jeszcze: 48500 zł
.jpg)
.png)
.png)


woj. małopolskie

PILNE
6876 Jacek GawreckiWsparło: 224Promuj zbiórkę na swojej stronie
Skopiuj kod i udostępnij na swojej stronie.
<iframe src="https://chcepomagac.org/baner/?id=6876" width="600" height="373" scrolling="no"></iframe>
O mnie

Jacek jeszcze do niedawna cieszył się życiem. Stawiał na aktywność, często chodził na basen, jeździł na rowerze. Ulubionym zajęciem była gra na perkusji. Całe życie był z nią związany – jako mały chłopiec zaczął od grania na garnkach, później Wojskowe Liceum Muzyczne w Gdańsku, Orkiestra Reprezentacyjna Straży Granicznej, a następnie uczył gry dzieci i dorosłych.
W grudniu 2021 roku życie Jacka uległo całkowitej zmianie. Dostał udaru niedokrwiennego mózgu. Dzięki szybkiej reakcji bliskich i pomocy lekarzy, udało się uratować życie, jednak teraz Jacek zmaga się z powikłaniami po udarze i uczy się wszystkiego od nowa. Każdy dzień jest dla niego wyzwaniem i ogromną walką o samodzielność. Jedyną nadzieją jest rehabilitacja.
Wiem, że jest wiele potrzebujących osób – w różnym wieku, ale mojemu tacie i mi zawalił się świat… Jeszcze do nie dawna tata wspierał mnie jak prawdziwy przyjaciel, przychodził z ciastem na kawę i pogaduchy. – mówi Magdalena, córka Pana Jacka. Straciłam brata, jak byłam dzieckiem. Tata był też jak rodzeństwo, które zawsze chciałam mieć, mogliśmy rozmawiać o wszystkim, nie wyobrażałam sobie chociażby dnia bez wspólnej rozmowy… 18 grudnia 2021 roku wysłałam mu smsa na dobranoc „dobrze że jesteś”… odpisał mi wtedy „zawsze będę”… 20 grudnia 2021 roku od rana czułam niepokój, napisałam do taty wiadomość, ale nie odpisał, nie odbierał telefonu, zero kontaktu. Poprosiłam wujka, żeby pojechał sprawdzić, czy samochód taty jest na parkingu i czy ma zasłonięte okna (tata jak tylko wstał to odsłaniał okna, bo lubił mieć jasno) – dostałam telefon, że auto stoi w tym samym miejscu, a okna nadal zasłonięte. Była godzina 14, a z tatą nadal zero kontaktu… Zapytałam syna, czy dzień wcześniej, jak się widzieli, dziadek był jakiś dziwny, czy odpisał mu na wieczorną wiadomość na dobranoc. Syn powiedział, że mój tata był zdenerwowany i zamyślony. Nie odpisał mu na wiadomość… To jeszcze bardziej spotęgowało moje złe przeczucie. Wujek, który był u taty pod drzwiami pukał i dzwonił, ale cisza. Przyjechał tam też mój narzeczony, kazałam im wyważyć drzwi, bo czułam że coś się stało… Tata dałby mi znać, że zostawia telefon i gdzieś idzie. Każdy mówił, żeby dać spokój, że tata pewnie gdzieś się zasiedział u kogoś i będzie zły, jak się mu włamiemy do mieszkania. Byłam uparta i dobrze. Wezwaliśmy pana od zamków i otworzył, weszli do środka, a tata leżał w pokoju na podłodze, bez ruchu w szlafroku… nic nie mógł powiedzieć… Wezwaliśmy karetkę. Była godzina 17, okazało się że tata ma udar i leżał tak kilkanaście godzin, w pełni świadomy tego co się dzieje i niemogący nic zrobić, czekał na śmierć… Nigdy się tak nie bałam. Nie mogłam przyjechać od razu, bo mam dwójkę małych dzieci, ale jak tylko przyjechała pomoc do dzieci, pojechałam na SOR. Tato leżał bez ruchu, na noszach w korytarzu, strasznie długo wszystko się odbywało… Pani z karetki powiedziała, że po takim czasie nic z tego nie będzie, że umrze…. i ciągle słyszałam, że to koniec, że stracę tatę na zawsze… Ale tata żyje! Ma rehabilitacje i logopedę, robi postępy. Niestety początkiem lutego 2022 roku zaraził się Covidem przez co musiał trafić do szpitala, oprócz tego dostał sepsy i zapalenia płuc… tez nie dawali mu szans, ale wyszedł z tego i walczy… Już mu się udawało chodzić samodzielnie z pomocą, postępy były rewelacyjne, ale znów los próbował mi go zabrać… 24 marca tata złamał nogę (kość udową) i musiał mieć operacje. Teraz jest w szpitalu, kończy się czas rehabilitacji na NFZ, a prywatnie jest bardzo kosztowna. Ukochanym zajęciem taty była gra na perkusji, od zawsze był z nią związany, uczył dzieci i dorosłych… Teraz taty prawa ręka praktycznie nie ma napięcia, ale jest szansa, że i ręka wróci do sprawności… Liczy się czas i każda złotówka. Tata jest po rozwodzie, mieszkał sam, przede mną jeszcze przystosowanie jego mieszkania do życia… Znów potrzeba dużo pieniędzy… Proszę o pomoc, chcę z powrotem mojego tatę, chcę z nim porozmawiać…. – dodaje Magdalena.
Prosimy o pomoc – za każde wsparcie serdecznie dziękujemy.